Właściwie niczego mi nie brakuje, niczego poza miłością. Mój chłopak, a właściwie już ex-chłopak nie odzywał się do mnie od wieków. Zerwał ze mną, gdyż poświęcałam się pracy, więc teraz mam tylko ją, tatę i przyjaciółki.
Jestem Violetta Castillo
Tak właśnie skończył się jeden z wielu wpisów w moim pamiętniku. Kiedy go zamknęłam, pojawiły się moje wspaniałe przyjaciółki, które były już spóźnione. Powitałyśmy się serdecznymi uściskami, a następnie Camilla zaproponowała kawę. Po dotarciu do kawiarni oraz złożeniu zamówienia, zaczęłyśmy rozmowę. Jednak Fran nagle spoważniała.
-Coś się stało?-zapytałam zauważywszy jej pobladłą twarz.
-Tak, znaczy nie, to znaczy....-zawiesiła się
-Możesz nam o wszystkim powiedzieć, spokojnie.-Cami starała się ją uspokoić.
-Muszę wam coś powiedzieć, ale błagam Violu obiecaj, że się na mnie śmiertelnie nie wściekniesz.-poprosiła, a ja się zgodziłam. W końcu jak mogłabym się na nią gniewać?
-Więc?-starałam się, aby mój głos był przyjazny i zachęcił ją do zwierzeń
-Ja się z kimś spotykam.-wyjąkała prawie bezdźwięcznie
-TO FANTASTYCZNIE!-wykrzyknęłam razem z Camillą, a wszyscy dookoła się na nas dziwnie spojrzeli.
-Z kim?
-Od kiedy?
-Dlaczego nic nie wiemy?-zaczęłyśmy ją zasypywać milionem pytań.
-Uspokójcie się, zaraz wam wszystko opowiem.-zaproponowała Włoszka
-Ze szczegółami.-zażądała Ruda
-To zaczynaj! A my słuchamy Cię lepiej niż radia.-wszystkie się zaśmiałyśmy
-To trwa od niedawna, ale nareszcie się zakochałam! Myślałam już, że po Leonie to niemożliwe, ale jednak udało mi się!-mówiła, a z każdym jej słowem, uśmiechała się coraz bardziej
-Zdradź nam jego imię.-poprosiła Cami
-To mega trudne, więc jest to...-nie dokończyła, bo przy moim krześle pojawiły się dwie nastolatki
-Violetta Castillo!-zapiszczały, a następnie mówiły dalej:
-Możemy prosić o autograf?-pokornie spełniłam ich prośbę, a po napisaniu autografów i zdjęciach z fankami wróciłam do rozmowy z przyjaciółkami.
-Wybaczcie dziewczyny. Na czym to skończyłyśmy?-było mi trochę głupio
-Fran, powiedz w końcu kim jest ten twój królewicz.-ponaglała ją Camilla
-Diego to mój chłopak.-oznajmiła na jednym wdechu Włoszka
-Że co?-znów mówiłam razem z Rudą
-Błagam, nie wściekaj się....-Nie, nie mogę. Jest moją przyjaciółką, a on moim byłym chłopakiem... Nie mogę się obrazić. Ale ja go chyba nadal kocham
-Nie jestem zła. Cieszę się waszym szczęściem.-stwierdziłam z wymuszonym uśmiechem. Reszta spotkania przebiegła w miłej atmosferze, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, a następnie każda z nas udała się w swoją stronę.
Przez pewien czas miałam masę pracy. 5 koncertów, dokończenie piosenek na nową płytę i milion innych spraw, dlatego nie spotykałam się z dziewczynami. Oczywiście codziennie do siebie dzwoniłyśmy, albo pisałyśmy. Pewnego dnia, gdy wróciłam do domu totalnie wykończona, zastałam w skrzynce na listy zaproszenie. Nie było to byle jakie zaproszenie, gdyż informowało o ślubie mojej przyjaciółki i mojego ex chłopaka.
Postanowiłam, że trochę zwolnię. W końcu każdemu należy się odpoczynek. Zaproponowałam Fran pomoc przy organizacji jej "Wielkiego Dnia". Jako Druhna Honorowa miałam masę pracy, ale Diego (nasze stosunki stały się czysto przyjacielskie, mimo, że nadal żywiłam do niego inne uczucie) obiecał, że jego drużba mi pomoże. Moje zdziwienie było niewyobrażalne, gdy okazało się, iż drużbą mojego ex jest były mojej przyjaciółki.
-To jakiś żart?-zapytałam lekko zniesmaczona gdy przed moimi oczami ukazał się nie kto inny jak Leon Verdas
-Mógłbym spytać o to samo.-odparł z iście szelmowskim uśmiechem
-Zabierajmy się do pracy.-chciałam jak najszybciej ukrucić tą wymianę zdań, zarzuciłam Leona robotą i sama także wpadłam w wir przygotowań. Postanowiliśmy nie wchodzić sobie w drogę, sumiennie wykonując swoje zadania, jednak pewnego razu wszystko się zmieniło.
Dzień przed ceremonią zaślubin dekorowałam kościół kwiatami, uznałam, że białe orchidee będą idealne na tą okazję. Oczywiście chciałam by wszystko wyszło perfekcyjnie, więc weszłam na drabinę poprawiając girlandy zwisające z sufitu kościoła. Zachwiałam się na drabinie i spadałam w dół, jednak zamiast na zimną posadzkę świątyni, wpadłam prosto w ramiona Leona.
-Może lepiej nie właź więcej na drabinę, bo następnym razem Cię nie uratuję, gdyż mam zamiar wybrać się do domu i wyspać.-uznał ironicznie. Fakt, było już późno, a on cały czas majstrował przy nagłośnieniu
-Obejdzie się.-odwarknęłam
-Zwykłe dziękuję starczy.-stwierdził z krzywym uśmiechem, ja tylko spiorunowałam go wzrokiem.
-Choć już do domu, jest późno, a zrobiłaś wszystko idealnie. Moja była i twój ex będą mieli przepiękny ślub.-zażartował, a ja się rozpłakałam.
-Hej, nie płacz. Co się stało?-przytulił mnie do siebie. Zapomniałam dodać, że cały czas trzymał mnie w ramionach.
-Ja go chyba nadal kocham...-płakałam, a głos mi się załamywał. Moje łzy zdążyły zmoczyć jego koszulę.
-Chętnie o tym posłucham, ale byłabyś tak miła i zlazła już ze mnie? Może chodźmy coś zjeść, umieram z głodu.-obydwoje nie jedliśmy nic od 10 godzin. Przyjęłam jego propozycję i pojechaliśmy do mnie do domu. Była 23:00! Razem ugotowaliśmy kolację, otworzyliśmy wino. Nawet się nie spostrzegłam kiedy Leon stał mi się bardzo bliski.
-To opowiadaj o tej twojej miłości.-zaczął nagle
-Ja chyba nadal go kocham. Tęsknie za tym jak mnie przytulał gdy wykończona wracałam do domu, i jego ciepłym słowem gdy nie mogłam dokończyć piosenki. Tęsknie za jego wsparciem przed każdym koncertem.-znów się rozpłakałam, a Leon podszedł do mnie i mocno przytulił
-Nie płacz Castillo. Muszę Cię zmartwić, ale to nie jest miłość.-co on gada? Podniosłam na niego moje czerwone od płaczu oczy. Patrzyłam na niego pytająco, a on mówił dalej:
-To nie miłość, doskwiera Ci samotność.-uznał ścierając łzę, która płynęła po moim policzku
-Nigdy tak na to nie patrzyłam, a co z Tobą i Fran?-spytałam ciekawa
-Hmm... Myślę, że ją kocham.-przerwał na chwilę, lecz widząc moje zdziwienie kontynuował:
-Kocham ją najmocniej na świecie... Jak siostrę, nasz związek to nie była prawdziwa miłość. Zwykła chęć stabilizacji i przyzwyczajenie. I właśnie dlatego jesteśmy przyjaciółmi i bardzo cieszy mnie fakt, że znalazła sobie prawdziwą miłość.-nic nie mówiłam
-Czas na mnie, dzięki za świetną kolację. Do zobaczenia jutro.-powiedział wstając, uczyniłam to samo i odprowadziłam go do drzwi. Ubrał swoją skórzaną kurtkę, po czym obrócił się, delikatnie mnie pocałował i wyszedł. Tak po prostu wyszedł, zostawiając mnie zdezorientowaną w drzwiach własnego domu. Stałam tak jeszcze chwilę, po czym poszłam wziąć długą kąpiel i zasnęłam.
Następnego dnia z samego rana ubrałam się, zabrałam wszystkie rzeczy i ruszyłam do mieszkania Fran by pomóc jej się przygotować. Camilla już była. Wszystko poszło nam sprawnie. Makijaż, włosy. Godzinę przed ceremonią byłyśmy gotowe, przyjechała limuzyna, a ja w pośpiechu zgarnęłam jeszcze kopertówkę ze stołu. Wszystko było idealne. Przed kościołem czekał na mnie Verdas. Nie wiedziałma jak się zachować, jednak on tylko szepnął mi do ucha:
-Jeśli naprawdę go kochasz, odwołaj ten ślub. Zrozumieją.-i znikł mi gdzieś w tłumie gości. Po chwili wszyscy byli już na swoich miejscach i wszystko się zaczęło. W moich uszach dudniły słowa Leona. NIE! Pomyślałam, on ma rację, to nie miłość tylko tęsknota za bliskością.
Kiedy zakochani powiedzieli sobie sakramentalne "TAK", popatrzyliśmy na siebie z Verdasem porozumiewawczo. Wszyscy przenieśliśmy się świętować ten dzień na weselu, które było wspaniałe. Chyba każdy z zaproszonych gości świetnie się bawił. Ja także, tańczyłam (nawet z Panem Młodym) i czułam się wspaniale. Miałam wrażenie, że Leon spogląda na mnie co jakiś czas, siedząc przy stole. Tańczył raczej mało, jeden taniec z Fran, jeden z Cami i jeden ze mną. Wygłosił piękną mowę, co także uczynił Andres, Luca i kuzynka Diega. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy, tak było również w wypadku wspaniałego wesela. Wyszłam jako jedna z ostatnich, kiedy szłam po schodach zgubiłam mój but. Chyba nawet bym tego nie zauważyła, gdyby nie to, że zbiegł za mną Verdas mówiąc:
-Życie to nie bajka, a gdy zgubisz but o północy oznacza, że jesteś pijana, a nie, iż jesteś księżniczką.-zażartował, podając mi mój but. Tylko się uśmiechnęłam, a on znów się obrócił pocałował mnie i odszedł. Uznałam, że chyba naprawdę jestem pijana, a to wszystko to figle mojej wyobraźćni. Zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu.
Moje życie znów wróciło do normy, jednak w moich myślach często gościł Leon. Gdy Francesca zadzwoniła z prośbą, abym zaśpiewała dla jej fundacji (Włoszka prowadziła fundację, wspierającą dzieci chore na raka) zgodziłam się bez zawahania. Pytając o piosenkę, usłyszałam, że to będzie duet, ale dowiem się wszystkiego w swoim czasie.
W dzień występu nadal nic nie wiedziałam, dopiero godzinę przed koncertem poznałam tytuł piosenki. Była to romantyczna ballada.
Wyszłam na scenę, na której stał LEON!!!!! MIałam ochotę się na niego rzucić i wydrapać mu oczy! Co on sobie wyobrażał! Pocałował mnie i tak po prostu odszedł. Bez słowa! DWA RAZY! Jednak zachowałam się profesjonalnie i zrobiłam co do mnie należało. Jako, że historia lubi się powtarzać, ten kretyn znów mnie pocałował i zszedł ze sceny. Udałam się za nim zostawiając zachwyconą publiczność.
-Co ty sobie Verdas do cholery wyobrażasz?-zaczęłam na niego wrzeszczeć, ale on nie odpowiadał
-Najpierw mnie całujesz, a później znikasz! Jesteś...-nie dał mi dokończyć, bo zamknął moje usta gorącym pocałunkiem, i ku mojemu zdziwieniu nie zniknął.
-Kocham Cię.-wyszeptał
-Ja Ciebie też!-powiedziałam zarzucając mu ramiona na szyje
-Wyjdziesz za mnie?-zapytał
-TAK!-krzyknęłam uradowana, a następnie złączyłam nasze usta w następnym pocałunku
Mam 21 lat. Jestem w 100% spełniona. Mam wspaniałą pracę. Cudownego ojca. Świetne przyjaciółki. I oczywiście najlepszego narzeczonego na świecie.
Jestem Violetta Castillo, a za chwilę Verdas.
Skończyła następny wpis w pamiętniku, zamknęłam go i wzięłam wiązankę ślubną. Już czas. Pomyślałam i udałam się przed kościół, w którym za chwilę miałam zostać żoną najcudowniejszego mężczyzny na świecie.
Hej, wiem, że jestem straszna i w ogóle. Rozdział się pojawi, ale na razie macie OS. Jest on przeznaczony na konkurs u Dove Verdas. Co sądzicie?
Pozdrawiam, Zuza Ł